Człowiek, który ma przyjaciela, nie ma na to ochoty. Zauważa głównie to, co prawdziwe, dobre i piękne i patrzy na świat oczyma – i widzi to, o czym śpiewamy w hymnie „Chwała na wysokości Bogu”: „Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.” To jest obraz świata człowieka, który żyje w przyjaźni. A więc widzimy, jak podstawowe znaczenie, kluczowe ma dla nas bycie w głębokiej relacji, dojrzałej relacji z drugim człowiekiem.
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi. To jedno z najpiękniejszych zdań, jakie możemy przeczytać w Ewangelii.
W jednym z zamków na Słowacji znajduje się pokój z bardzo ciekawym zegarem. Jest to zegar, który ma wskazówki, ale nie ma cyferblatu. Nie jest to jeden z tych gadżetów, jakie można spotkać w sklepie z pamiątkami. Jest to zegar stary, z epoki. Skąd ten zegar bez cyfr? To było pomieszczenie dla służby. Służących nie mogło interesować, która jest godzina. Musieli być do dyspozycji swego pana o każdej porze dnia i nocy. Ten zegar ze wskazówkami bez cyferblatu przypominał im, że mają być zawsze dyspozycyjni.
Na dworach wschodnich i rzymskich władców była bardzo wąska grupa kilku osób, którzy byli przyjaciółmi cesarza czy przyjaciółmi władcy. I ci ludzie byli bardzo bliskimi osobami dla króla, dla cesarza. Mieli możliwość wejścia do jego sypialni tajnym przejściem o każdej porze. Byli z nim „na ty”, spotykali się, kiedy tylko chcieli, bo mieli status przyjaciela. Przyjaźń w życiu jest czymś podstawowym. Carl Gustav Jung mówi, że w przypadku braku przyjaciela człowiek szuka relacji z obiektem, z obiektami. Tymi obiektami mogą być pieniądze, kolejne stanowiska, a nawet znaczki pocztowe. Ale człowiek nie jest szczęśliwy.
Ksiądz Krzysztof Grzywocz, którego miałem okazję spotkać i zjeść z nim kolację na krótko przed jego śmiercią w Alpach w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach, bo wiadomo, że jego ciała nie znaleziono, opowiadał, że miał okazję – co dla niego jako psychologa było czymś niesamowitym, było to wielkim przeżyciem – odwiedzić dom Gustava Junga. Drzwi domu otworzyła prawnuczka wielkiego psychologa, jednego z największych psychologów wszech czasów. Zaczął z nią rozmawiać o jej pradziadku i zapytał o jedno miejsce, które znajduje się w tej willi, które go najbardziej interesowało. Była to kaplica. Tam Jung chodził na modlitwy i spotykał się z Bogiem. I wtedy wnuczka spoważniała i mówi: Proszę pana, tam pana nie mogę wprowadzić, to było miejsce, do którego miał wstęp tylko mój pradziadek. Do miejsca spotkania z Bogiem nikogo nie dopuszczał. – Proszę mi wybaczyć, ale drzwi tej kaplicy nie mogę przed panem otworzyć. I wtedy ksiądz Grzywocz mówi: Zrozumiałem, że jest takie miejsce w życiu, do którego nie dopuszczamy innych osób. To jest miejsce spotkania z przyjacielem.
Mam tutaj książkę księdza Krzysztofa Grzywocza, do jej lektury chciałem Was serdecznie zachęcić. – I mówi, że… -to jest książka bardzo ciekawa, jest to zbiór jego wykładów, konferencji – pisze tam tak, że człowiek, który nie ma przyjaciela, skrzętnie przechowuje w swoim pudełku brudy tego świata, gromadzi je, żeby przypadkiem nie zapomnieć o tym, że świat jest podły i zły. Szuka tego co złe, co nieprawdziwe, kompromitujące, pisze na ten temat artykuły, reportaże, opowiada o tym innym, jest zgorzkniały i wyschnięty wewnętrznie. Człowiek, który ma przyjaciela, nie ma na to ochoty. Zauważa głównie to, co prawdziwe, dobre i piękne i patrzy na świat oczyma – i widzi to, o czym śpiewamy w hymnie „Chwała na wysokości Bogu”: „Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.” To jest obraz świata człowieka, który żyje w przyjaźni. A więc widzimy, jak podstawowe znaczenie, kluczowe ma dla nas bycie w głębokiej relacji, dojrzałej relacji z drugim człowiekiem.
Jezus dziś w Ewangelii mówi, że jest naszym przyjacielem. Swoją przyjaźń potwierdził w sposób jednoznaczny i ostatecznie przekonujący o tym, że jest prawdziwym przyjacielem. Oddał za nas życie. Moi kochani, w Richmond w Wirginii pewnego dnia miał wykład w miejscowym seminarium jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku Karl Barth i na przerwie między jedną a drugą częścią wykładu podchodzi do niego jeden ze studentów i mówi: Panie profesorze, gdyby pan miał tak jednym zdaniem streścić sens Ewangelii, sens chrześcijaństwa, co by pan powiedział? I wtedy świadkowie zauważyli, że Barth zapalił fajkę, na chwilę pomyślał, a kiedy opadł dym z fajki powiedział: Jezus mnie kocha, to wiem, bo o tym mówi Biblia.
Na ikonach przedstawiających Jezusa, np. Pantoratora, czy tu mam ikonę, przed którą się modlę codziennie: „Jezus Dawca Życia” widzimy Jezusa, który jedną rękę trzyma uniesioną do błogosławieństwa, a w lewej ręce trzyma zwój albo księgę, jak w przypadku tej ikony. Lewa ręka – księga, Prawa ręka – uniesiona do błogosławieństwa. Jest taka ciekawa ikona pod tytułem: „Jezus i przyjaciel”. Została namalowana, została napisana w VI wieku. Pochodzi ze środkowego Egiptu, a obecnie znajduje się w kolekcji Luwru. Jezus na tej ikonie lewą ręką obejmuje zwój, ale prawą rękę kładzie na ramieniu przyjaciela. Jest tam, na tej ikonie drugi człowiek – mnich, św. Menas. Jezus prawą ręką, tą, którą zazwyczaj błogosławi, obejmuje swojego przyjaciela. Największym błogosławieństwem jest przyjaźń. O tym mówi ta starożytna ikona.
Czy w moim życiu dbam o to, by mieć przyjaciół? Nie będę cytował tu już wyświechtanego i nadużywanego wiersza: „Uczmy się kochać ludzi, tak prędko odchodzą”. Natomiast pytanie o przyjaciela, o bliską osobę. Największą klęską i cierpieniem jest strata przyjaciela, a chyba największą, najgorszą z możliwych strat jest zdrada. Czy dbam o to, by mieć w swoim życiu osoby, z którym żyję, z którymi żyję w głębokiej, dojrzałej relacji? I drugie pytanie, bardzo ważne: Czy w moim życiu jest przyjaźń z Jezusem? Czy Jezus jest tylko sztucznie doklejony do mojego życia, jak spadochron, który otwieram w momencie potrzeby, kiedy już się dzieje strasznie i trzeba bić na alarm? Czy Jezus jest rzeczywiście moim przyjacielem? Nie ma czasu, życie jest bardzo krótkie. W pandemii czas biegnie chyba dziesięć razy szybciej niż zwykle. Ten rok ostatni mi tak przeleciał, tylko codziennie: wstanie, modlitwa, Brewiarz, obowiązki dnia, modlitwa i do łóżka i tak dzień jeden dzień jest podobny do drugiego, wszystko szybko przemija. Nie ma czasu, trzeba już dziś zaprzyjaźnić się z Jezusem, jeżeli to zamierzam zrobić.
Moi kochani, w Stanach Zjednoczonych jest taka piękna tradycja od 1930 roku: National Prayer Beakfast: Narodowe Śniadanie z Modlitwą. W pierwszy czwartek lutego prezydent zaprasza przedstawicieli różnych kościołów chrześcijańskich i modlą się wspólnie przy śniadaniu – wszyscy prezydenci. W 1953 roku prezydentem był John Kennedy. Zaprosił wtedy jako kaznodzieję – bo tam zawsze jeden z duchownych wygłasza Słowo Boże – jednego z największych kaznodziejów amerykańskich i chyba na świecie Billy’ego Grahama. Billy Graham powiedział piękne kazanie, notabene, tak na marginesie, można je wysłuchać, jest w Internecie. Kiedy wychodzą z Białego Domu, żegnają się, każdy wsiada do swojego samochodu, Kennedy na chwilkę się zatrzymuje, podchodzi do pastora i mówi: Proszę pana, mam prośbę: Czy moglibyśmy się wrócić, bo chciałem z panem chwilę porozmawiać? Billy Graham pisze w swojej autobiografii, że był wtedy przeziębiony, miał wysoką temperaturę, bardzo źle się czuł, miał dreszcze. Był zimowy dzień, padał śnieg i mówi: Panie prezydencie, czy moglibyśmy to spotkanie przełożyć, bo nie jestem dzisiaj dysponowany. Bardzo źle się czuję. – Ależ oczywiście. Niedługo później Kennedy już nie żył. W tym samym roku miał miejsce w Dallas zamach, niestety udany, na życie prezydenta. Billy Graham komentuje to: Gdybym to przewidział… Moi kochani, nie wiemy co nas czeka, nie ma czasu odkładać decyzji. Jezus czeka na twoją przyjaźń. Znajdź sobie w internecie ikonę „Jezus i przyjaciel” i w miejsce tego przyjaciela podstaw tam siebie. Przeżycie przyjaźni z Jezusem jest najgłębszą z możliwych przyjaźni. Przestaniesz w swoim pudełku skrzętnie przechowywać to, co złe, nieprawdziwe, przestaniesz widzieć świat w czarnych kolorach, nie będziesz miał na to ochoty. Zauważysz, że „ziemia i niebo pełne są Bożej chwały”. Kiedy umierał Rafael – był już podobno u kresu sił, na łożu śmierci poprosił, aby podać mu obraz – jego obraz, na którym namalował Jezusa – i zestaw farb. I ostatkiem sił wziął ten obraz i mówi: Muszę coś poprawić. I powiększył promienie, które biją z twarzy Jezusa. Jeszcze umierając chciał swoim dziełem powiedzieć to, co mówił przez całe życie, że źródłem siły dla niego była przyjaźń z Jezusem. Widocznie to przeżywał, to odczuwał w momencie śmierci, skoro jego ostatnim gestem było domalowanie, powiększenie promieni na obrazie przedstawiającym Jezusa. Nie ma na co czekać. Jezus czeka na twoją przyjaźń. Nie chce byś był Jego sługą, chce byś był jego przyjacielem, a to zmieni wszystko w twoim życiu.
I jeszcze jedno, tak jak przed tygodniem zapraszam serdecznie do wysłuchania rozmowy księdza Piotra z Mateuszem. Tym razem rozmawiają o Maryi, kobiecie, do której Bóg mówił: „Mamo”.