Ja pamiętam z wykładów teologii w seminarium takie określenie: „aporyczność”. W ogóle ten profesor, który wykładał nam teologię fundamentalną, używał bardzo dużo niezrozumiałych słów i ten wykład wydawał mi się nudny, nieciekawy, a teraz bardzo chętnie wracam do tego skryptu. „Aporyczność” czyli bezradność. I to słowo znalazłem w dzisiejszej ewangelii. „Będą znaki na słońcu, księżycu i na gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy” Tam jest słowo „aporia” czyli bezradność.
Ktoś może powiedzieć: Dobrze, ale to jest wina człowieka, że jest bezradny. Powinien poszukać pomocy, skorzystać z dobrego poradnika, zajrzeć do Internetu. Kiedyś byliśmy w takiej orientalnej restauracji i podano dziwne dania – owoce morza. Nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić. Głupio było przed innymi gośćmi i kolega wziął wtedy szybko pod stołem, popatrzył na YouTube i przekonał się, w jaki sposób używać sztućców. Pokonał bezradność. Ale, niestety, jest bezradność nie do pokonania, bezradność, w której nam nie pomoże żaden inny człowiek, ani żaden poradnik, ani najlepszy film na YouTubie. To bezradność wobec choroby, kiedy nawet lekarz, największy profesor, mimo konsultacji np. zagranicznych zwiesi bezradnie ręce i powie: „Tu się nic nie da zrobić”. Jest bezradność wobec innego człowieka, który jest wolny, mogę go przekonywać, namawiać, motywować, ale nie jestem w stanie go na siłę zmienić. Czy wreszcie bezradność, która spotka kiedyś każdego z nas, czyli bezradność wobec śmierci.
Dzisiaj Jezus mówi, że ta bezradność związana z ostatecznymi, granicznymi sytuacjami w życiu, nie musi i nie może napawać nas lękiem. „Kiedy to się dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, bo zbliża się wasze odkupienie”. To jest niesamowite – właśnie wtedy, kiedy jestem najbardziej bezradny i zwrócę się do Jezusa, nie stanę się supermenem. Ale On jest Bogiem, On jest wszechmocny, On jest mądrzejszy niż wszystko, on jest silniejszy niż każda siła, on jest sprytniejszy niż najsprytniejszy, najbardziej przebiegły zły człowiek. Z Nim mogę wszystko. Tam, gdzie człowiek uzna swoją bezradność i bezsilność, jest pole do działania dla Pana Boga.
Jezus mówi o pewnym warunku, który jednak może nam stanąć na przeszkodzie. Mówi: Uważajcie jednak i podaje trzy sytuacje, które mogą nam przeszkodzić w tym skorzystaniu z pomocy nieskończonego Boga, Jezusa Chrystusa. Mówi: Uważajcie, żeby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych. Obżarstwo, pijaństwo w języku greckim te słowa oznaczają również hulanki, roztrwonienie siły, marnowanie energii. To wszystko w tym się mieści. To jest jasne, że człowiek, który żyje takimi przyjemności i nie widzi nic poza nimi, staje się ociężały i nie myśli o Bogu. Alkohol tylko pogłębia problem. Alkohol jest pozorną ucieczką od problemu. Mały Książę spotyka alkoholika, pijaka. Na łamach, na stronach tej pięknej powieści spotykamy Małego Księcia, który rozmawia z różnymi postaciami. Ten chłopczyk o świeżym umyśle i otwartym sercu, bohater książki, pyta: – Dlaczego pijesz? – No, żeby zapomnieć. – A o czym chcesz zapomnieć? – O tym, że piję.
Ale bardzo zaskakujące jest to, że tym, co czyni nasze serce ociężałe, są również troski. Jezus mówi: Uważajcie, żeby wasze serca nie były ociężałe wskutek trosk doczesnych. Nie tylko zabawy i wyskokowy styl życia, ale również nadmierne troski doczesne, troski o byt, o materialną stronę życia mogą nas zamknąć na Pana Boga, na Jego moc, mogą wyssać z nas siły. Moi drodzy, krowa jest zwierzęciem, które przeżuwa. Ja pamiętam, że tata mój jako lekarz weterynarii czasami brał mnie z sobą na przykład do chorej krowy i tłumaczył mi, jak działa żołądek krowy. Krowa kilka razy przeżuwa pokarm, ten pokarm, który już jest trawiony, wraca do jej otworu gębowego i tam następuje kolejne trawienie. Krowa musi przeżuwać i to jest konieczne, to jest dla niej zdrowe. A my bardzo często przeżywamy i przeżuwamy nasze problemy. Ale to już jest, niestety, niezdrowe i dla nas bardzo niebezpieczne. Przeżuwanie problemów. W psychologii nazywamy to „ruminacją”. Kiedy ktoś swoje troski doczesne, swoje lęki, ciągle przeżuwa. One ciągle wracają i rzecz, która może się w ogóle nie wydarzyć albo się wydarzy raz i przejdzie do przeszłości, jest przeżywana i przeżuwana 10, 20, 30, 100 razy, tak, jak gdyby człowiek wracał w filmie do tej najbardziej tragicznej sceny i sto razy, w sposób bardzo intensywny ją przeżywał. Tak, jakby była rozdarta rana i człowiek by ją ciągle sypał solą. To jest właśnie przeżywanie problemów, rozważanie, rozpamiętywanie tego, co może się stać i lęk wtedy się coraz bardziej pogłębia.
Ksiądz Edward Staniek w jednej ze swoich książek pokazał życie ludzkie jako wędrówkę na Mount Everest. I mówi, że u stóp tej góry, gdzie tylko najdzielniejsi wędrowcy mogą podążać, u stóp tej góry znajduje się piękna osada, bardzo ładna wioska. W tej wiosce są liczne kawiarenki, stragany z pamiątkami i wręcz zapraszają, zachęcają, żeby się w nich zatrzymać. I pierwszą przeszkodę do pokonania każdy wędrowiec ma właśnie w postaci tych miejsc, które kuszą, zachęcają: Napij się dobrej herbaty, zjedz dobry posiłek, kup sobie coś. I może się zatrzymać na dobre w tych miejscach i nie ruszyć dalej. Kiedy przejdzie przez tę pierwszą przeszkodę, która symbolizuje obżarstwo i pijaństwo z dzisiejszej ewangelii, przechodzi przez miejsce, gdzie są tablice poświęcone tym, którzy próbowali zdobyć ten szczyt, ale im się nie powiodło. I wtedy serce człowieka może ogarnąć lęk: Tylu ludzi przede mną próbowało, tylu śmiałków tutaj doszło i niestety ta eskapada skończyła się dla nich tragicznie i może ja też nie dam rady, może ja też sobie nie poradzę, może też nie zdobędę góry. I drugą przeszkodą do pokonania są troski, lęki. Dopiero kiedy człowiek przejdzie przez te pokusy i przez lęki, może podążać na górę. I moi kochani, to jest kapitalny obraz życia. Musimy przejść z zamkniętymi oczami przez przyjemności i pokusy, a potem pokonać lęki, aby spotkać Jezusa. A z Nim już nie ma lęku, z Nim, przy Nim żadna przyjemność już nie zdaje egzaminu, nic nie znaczy, bo radość bycia z Jezusem zastępuje wszystko.
Moi kochani, jak to zrobić? No trzeba przede wszystkim zaufać, że jest to możliwe. Jest takie zdarzenie z życia jednego z najwybitniejszych wodzów i strategów wszechczasów – Tamerlana. Tamerlan był następcą, jednym z następców Czyngis-Chana. Jest to wybitny wódz mongolski z XIV wieku. I pewnego razu walcząc w Azji południowo- zachodniej poniósł straszną klęskę. Jego wojsko zostało rozgromione, on sam się musiał ukrywać. Ukrywał się w jakiejś starej stajni, w starej szopie, leżał cały rozdygotany, wściekły, wystraszony, bezradny, bezsilny, bez chęci do dalszego życia. I tak leżał, od niechcenia spoglądał na pionową ściankę. A na tę ściankę, nagle zauważył, usiłowała wspinać się mrówka, która wtaczała do góry ziarnko kurydzy, które było kilka razy albo kilkanaście razy większe niż ona. I tak sobie liczył, leżąc tam w tej rozpaczy, bezradności: raz, jeden raz, drugi, trzecia próba… Naliczył 69 prób tej mrówki i za każdym razem ziarenko na którejś tam wysokości tej ścianki spadało na ziemię. I kiedy tak patrzył, nagle widzi – za siedemdziesiątym razem mrówka wprowadziła ziarenko na szczyt ścianki. Wyskoczył z krzykiem, stanął na równe nogi i mówi: Ja też zwyciężę! Przeorganizował swoją armię i odniósł zwycięstwo.
Moi kochani: Kiedy to się dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy – zbliża się wasze odkupienie! Z tym przesłaniem rozpocznijmy Adwent. „Spuście nam na ziemskie niwy Zbawcę z niebios, obłoki” – będziemy śpiewać w Adwencie – tę pieśń i inne. Jak dobrze śpiewać, jaka jest rola muzyki w liturgii, a także nad tym, kogo spotkamy w liturgii oprócz tych, których widzimy w kościele, rozmawiają ksiądz Piotr i ksiądz Mateusz. Podsłuchajmy, o czym mówią w tym tygodniu.